czwartek, 12 czerwca 2008

Jałowiec: 08.06.2008

Zawoja Wełcza - Jałowiec - przełęcz Opaczne - Zawoja

Ostatnio wydawało się, że wstajemy wcześnie, tym razem wyjazd zaplanowany mamy na 5:30. Cóż, skoro zapisałam się na grupową wycieczkę trzeba się dostosować... A następnym razem przed podjęciem decyzji chociaż rzucić okiem na program ;-). W dodatku po kilku upalnych dniach jak na złość przyszło ochłodzenie, po drodze zaczyna padać deszcz.

8:25 - jesteśmy już na miejscu, w Zawoi Wełczy, niebieskim szlakiem zaczynamy podchodzić w stronę Jałowca. Idziemy ładną dolinką, szlak wiedzie łagodnie, bardzo łagodnie.... a właściwie jakoś zbyt łagodnie, i jakby już dawno nie widzieliśmy oznaczeń... no tak! Zgubiliśmy się (a raczej nie się, a szlak) na samym początku trasy :-) Tak to jest jak się idzie grupą jak to stadko baranów. Na usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że odbicie szlaku z głównej drogi było fatalnie oznakowane.

11:00 - Jałowiec - ogromna polana, z nieco dziwnie wyglądającymi wielkimi koszami na śmieci. Choć przy ładniejszej pogodzie pewno sporo tu turystów a lepiej oglądać kosze niż śmieci rozrzucone po hali. Szkoda, że widoki przesłonięte chmurami, w słoneczną pogodę bardzo miło byłoby tu poleżeć nawet pół dnia.

12 - 13 - odpoczynek w schronisku Opoczne. Trafiamy idealnie, akurat przed ulewą. Może właściciele mają jakieś układy z pogodą żeby dłużej przytrzymać turystów? Szczególnie, że nie poczułam się zbytnio zachęcona niczym innym. Zwłaszcza ceny lekko odstraszają. Rozumiem, że w schroniskach ceny zawsze są wyższe niż "na dole" ale 4 zł za herbatę? 8 zł za butelkę wody mineralnej? Nawet w słowackich schroniskach gdzie wszystko trzeba donosić na własnych plecach przebicie jest mniejsze. Poza tym schronisko miłe, bardzo kameralne, ze specyficzną atmosferą wynikającą z faktu, że to schronisko prywatne, raczej niewielki dom gdzie można by poczuć się bardziej gościem gospodarzy niż klientem. No ale przy tych cenach....

15 - jesteśmy już w Zawoi. Godzinkę czasu wolnego przeznaczamy głównie na zjedzenie obiadu, no i do domu... akurat na Kubicę i pierwszy mecz Polaków na Euro 2008.












piątek, 6 czerwca 2008

Pilsko: 01.06.2008

Pobudka bardzo wcześnie, przed szóstą (tragedia), ale za to już o 8:30 jesteśmy w Korbielowie.

Szlakiem zielonym na Przełęcz Przysłopy - 45 minut.

Tu półgodzinna przerwa na śniadanie i sesję fotograficzną z motylem. Motyl dziwny jest, siada na rękach, głowie, plecaku, pozuje do zdjęć. Wyraźnie nas polubił.

09:50 - 11:50 (2 godziny) - szlak czarny + zielony, na Halę Miziową. Schronisko faktycznie duże, może nie tak klimatyczne jak małe drewniane bacówki, ale nie jest źle. Zresztą do środka zaglądamy tylko z ciekawości i po pieczątki.

12:00 - 12:35 - wejście na Pilsko (szlakiem czarnym).

Czasu mamy sporo, fundujemy sobie dwie godziny wylegiwania się na szczycie. Słonko grzeje, wiatr chłodzi, jest błogo - i dopiero po czasie okazuje się że ta sjesta to jedna z głupszych rzeczy jakie ostatnio zrobiłam. Karą jest spalona na piękną czerwień skóra, kontrastująca ciekawie z bielą tego, co pozostało zakryte ;-)

14:45 -17:20 - żółty szlak - zejście do Korbielowa.

Pod koniec pakujemy się w jakieś wycinki drzew i gubimy na chwilę szlak, ale na szczęście "wszystkie drogi prowadzą do domu" a w naszym przypadku do samochodu.




Sesja z motylem. Oszczędzę publikacji pozostałych 19 zdjęć :-)



Schronisko na Hali Miziowej

Szczyt Pilska. Wspaniałe widoki, błękit nieba, słońce.... sielanka.


Chyba trzeba tu przyjechać nieco później :-)

Symboliczny grób żołnierza, który zginął w pierwszym dniu II wojny światowej. Zainteresowały mnie okoliczności śmierci (niemieckie wojsko przechodzące przez Pilsko? Dziwne...), sprawdziłam w Googlach i ... żołnierz padł ofiarą pomyłki, zastrzelony przez stacjonujące w okolicy polskie wojsko. Tragiczne.

Znów schronisko.



Jak dla mnie - jedne z bardziej uroczych wiosennych kwiatów.