poniedziałek, 11 maja 2009

Beskid Żywiecki: 10.05.2009.

Podczas ostatnich krótkich wycieczek i długich wypoczynków z sentymentem (aż śmiesznym przecież, bo do wieku starczego trochę jeszcze lat brakuje) wspominamy czasy, kiedy bez problemu (przynajmniej we wspomnieniach problemów nie ma) robiliśmy 9-10 godzinne trasy i jeszcze było nam mało.

Trochę dla odświeżenia wspomnień, a trochę dla sprawdzenia, czy wciąż stać mnie na przechodzenie tylu godzin, planujemy dokładną powtórkę wycieczki sprzed pięciu lat, czyli hale Beskidu Żywieckiego.
Uprzedzając nieco fakty powiem, że okazała się powtórką aż do przesady dokładną.

Plan zakłada wyjście z Żabnicy, przejście niebieskim szlakiem przez Prusów na Boraczą, dalej przez Lipowską i Rysiankę, i zejście czerwonym szlakiem z powrotem do Żabnicy. Trasa według mapy powinna zająć 9-9,5 godziny. Wprawdzie już ostatnio zajęła 10, ale wtedy pogubiliśmy się, no i padał deszcz...

Parkujemy w Żabnicy przed sklepem spożywczym (przydają się stare notatki) i z zapałem ruszamy w górę. Idzie mi się nad podziw dobrze i zastanawiam się jak duża jest to zasługa odpowiedniego nastawienia psychicznego (w końcu cała ta wycieczka to udowadnianie sobie, że dam radę).

Za Prusowem jest jeszcze lepiej, bo z górki. Słońce świeci, białe obłoczki na błękitnym niebie wyglądają uroczo, odległe widoki uświadamiają, że warto było tu się wdrapywać.

Pierwszy dłuższy postój - na Boraczej. Schronisko z zewnątrz ładnie odnowione, szczególnie jeśli porównać je ze stanem sprzed paru lat. W środku może urodą nie grzeszy, ale za to jedzenie - wyborne i wcale niedrogie. Polecam ogromną porcję kaszanki z ziemniakami i surówką za 10zł. Żurek za 6zł też podobno godny uwagi. Sympatyczny klimat tworzą pozawieszane wszędzie papierowe tacki z napisami i obrazkami rysowanymi przez turystów.

Dalej - czarnym szlakiem na Redykalny Wierch, tu krótki odpoczynek i podziwianie widoków, zdaje się aż na Małą Fatrę. Potem żółtym na Lipowską i oddaloną o 15 minut Rysiankę. Oba schroniska niby ładne, duże, ale jakoś budzą mniejszy entuzjazm niż Boracza. Może przez wyższe ceny, może przez to że herbata (na Rysiance) jakaś taka niedobra, a może po prostu przez to, że pogoda się psuje i nie ma zbytnio czasu na rozsiadanie się.

Od jakiegoś czasu grzmi w oddali, białe obłoczki niepostrzeżenie stają się szarymi chmurami i mimo nadziejom okazuje sie, że burza nas nie minie. Zaczyna padać akurat na Przełęczy Pawlusiej, więc wybieramy wariant trasy mijający Romankę. Wchodzenie na najwyższy w okolicy punkt akurat w czasie burzy nie wydaje się być rozsądne. Czerwonym szlakiem w deszczu idzie się za to całkiem przyjemnie, do momentu kiedy kończy się las rosnący a zaczyna las wyrąbany. Droga zmienia się w rozjeżdżone błocko, szlak prowadzi nie wiadomo gdzie... W pewnym miejscu gubimy się nieco, idziemy chwilę w złym kierunku, ale w końcu wracamy na szlak (przydaje się lornetka, którą wypatrujemy gdzieś w oddali tabliczki na rozstaju dróg).

Jeszcze przed Słowianką burza gdzieś tam odchodzi, i znowu pojawia się słońce. To jednak nie koniec kłopotów, bo niedaleko za stacją turystyczną znowu gubimy szlak... Niesamowite, że aż tak dokładnie, wliczając pogodę i popełnione błędy, powtarzamy trasę sprzed lat. Wtedy po którymś tam zgubieniu szlaku poddaliśmy się schodząc ścieżkami do Żabnicy i wędrując wzdłuż doliny asfaltem. Tym razem jesteśmy lepsi - wprawdzie wchodzimy niepotrzebnie na jedną górkę (Skała) i nadkładamy nieco drogi, ale przed Abramowem z powrotem trafiamy na czerwone znaczki.

Teraz już bez przeszkód, zgodnie z planem idziemy w kierunku samochodu. Jedynym problemem są obolałe stopy, w końcu zamiast 9,5 godziny wychodzi nam ponad 11. Ale przecież daję radę, czyli nie jest źle :-)


Fort "Wędrowiec" w Węgierskiej Górce. Warto tu na chwilę zajrzeć w drodze do Żabnicy.

Droga zapowiada się nieźle...




Nie przeczę, że takie wijące się drogi to mój ulubiony motyw...

... nawet bardziej niż samotne chatki ;-)



Schronisko na hali Lipowskiej.

Wszechobecna od paru lat w górach Milka.

I już Rysianka.


Chyba czas wyciągać peleryny...

Taką drogą wcale nie idzie się przyjemnie. I buty jakby zaczynają ważyć więcej...

Kawałek trasy jak z innej bajki, jest nawet łańcuszek.



Ten słupek wypatrzyliśmy przez lornetkę, zagubieni gdzieś wśród pniaków...

Tam nie tak dawno byliśmy.

Ładna droga, tylko gdzie znów zgubił się czerwony szlak?


Słońce już nisko, a my gdzie?

Mokre (rower): 09.05.2009

Zaproszeni na rajd rowerowy PTTK wybieramy się do Mokrego. W tym kierunku nie jeździmy prawie nigdy, między innymi z powodu górki w Łaziskach która, choć w zasadzie nieduża, nieco przekracza moje możliwości. Faktycznie, podjazd jest cięęęężki. Ale za to potem już tylko z górki :-)

Po rajdzie wracamy nieco okrężną trasą (trzeba przecież jakoś wyminąć tą nieszczęsną górkę) przez Mikołów i Łaziska Dolne (a może Średnie?). Trasa w każdym bądź razie zawiera sporą ilość kluczenia po dość bliskiej okolicy.

Ilość km: 27




Pomnik na skrzyżowaniu dróg między Łaziskami Górnymi, Średnimi i Dolnymi.


Wieża ciśnień w Łaziskach Dolnych z bliska...

...i z oddali





niedziela, 3 maja 2009

Rybnik: 01.05.2009.

Znowu rowerowo.

Mościska - Gardawice - Zazdrość - Palowice - Gichta - zielonym szlakiem rowerowym do Rybnika - Przegędza (czerwonym szlakiem rowerowym) - Szczejkowice (szlak czarny) - Palowice - Zazdrość - Gardawice - Mościska

Długość trasy: 57 km.

Wycieczka bardzo przyjemna - lasy, stawy, słońce na błękitnym niebie, łabędzie na Gichcie, kwitnące kasztanowce... Parę męczących podjazdów, ale i szalonych zjazdów. Trochę grząskiego piasku, ale za to mało asfaltowych dróg i samochodów.

Jakiś cel wycieczki trzeba mieć, tym razem wybieramy Rybnik. Uważam, że to jedno z ładniejszych miast na Śląsku, zrobił na mnie lepsze wrażenie niż Pszczyna, która jakby nie do końca wykorzystuje posiadane walory. Rybnik jest przede wszystkim bardzo zadbany. Zieleń i kwiaty na klombach ma teraz prawie każde miasto, ale takich klombów jak w Rybniku nie widziałam chyba nigdzie. To nie są przypadkowo sadzone kwiaty, ale przemyślane kompozycje.

Rynek też ładny i na tyle duży, że mimo sporej ilości knajpianych ogródków zostaje sporo przestrzeni. Jest też obowiązkowa chyba ostatnio fontanna (atrakcja głównie dla dzieciaków i gołębi) i ławeczki wokół niej. Widać tu sporo włożonych pieniędzy, ale i sporo dobrej energii, pomysłów i chęci, żeby jak najlepiej wykorzystać środki które się ma.

W okolicy Rybnika jest całkiem dużo oznakowanych rowerowych tras, na plus zaskakuje spora ilość miejsc przygotowanych do wypoczynku - ławeczki, wiaty. Samo oznakowanie szlaku dobre, choć czasem miałam wrażenie, że znaki mogły by być nieco gęściej rozłożone, szczególnie na skrzyżowaniach dróg. Przydałoby się też więcej drogowskazów z wskazaniem kierunków i odległości. Ale za to są tablice z mapkami, też dobrze. Spora tu chyba zasługa programów i funduszy europejskich, trasy są też dobrze opisane w sieci: http://www.rowery.subregion.pl/ Dla mnie szkoda jedynie, że subregion nie rozciąga się nieco bardziej na wschód...


Jakby czegoś brakuje - jeszcze rok temu był tu dworzec.


A tu niedługo będzie autostrada...

Stawy na Gichcie





Rynek w Rybniku









Znów przecinająca szlak autostrada przyszłości :) Na razie, mimo znaków zakazujących wstępu na teren budowy nie ma problemów z dostaniem się na drugą stronę, ale jak będzie dalej?



Głaz Oskara Michalika. Podobno największy w okolicy.